Wielkanoc poprzedza Wielki Post. Przez wieki oznaczało to dosłownie wstrzymanie się przez wiernych 40 dni od jedzenia jakichkolwiek pokarmów mięsnych i słodkich, nie urządzano zabaw. Jedzenie mięsa w czasie Postu było uważane za ciężki grzech. Dziś nie traktujemy już tego tak ortodoksyjnie - spożywamy mięsne i słodkie potrawy. Ostatnia niedziela Wielkiego Postu nazywana jest Niedzielą Palmową. Do kościoła idziemy z palmami, by je poświęcić. To pamiątka po uroczystym wjeździe Chrystusa do Jerozolimy. Kiedyś ludzie robili palmy sami, dziś najczęściej kupujemy gotowe, choć na szczęście zwyczaj samodzielnego robienia palmy pozostał. Na naszym terenie palmy wykonywało się przede wszystkim z bazi (mówiono na nie „kotyski”), do tego dodawało się gałązki bukszpanu, forsycji, suszone kwiaty, wstążki, kwiaty z bibułki. Nie były duże, czasem przypominały bukiet. Uważano, że zjedzenie „kotka”, czyli jednego baźka z poświęconej palmy przyniesie zdrowie. Po powrocie z kościoła palmę zostawiano w domu do Wielkanocy. W naszej gminie od kilku lat mamy nasz lokalny konkurs na najpiękniejszą palmę. Niedziela Palmowa rozpoczyna tzw. Wielki Tydzień, w którym najważniejsze dni to Wielki Czwartek, Wielki Piątek, Wielka Sobota i oczywiście Dzień Zmartwychwstania Pańskiego – Wielkanocna niedziela. To w te dni uczestniczyło się i uczestniczy do dziś w Triduum Paschalnym i Rezurekcji. W Wielki Piątek obowiązywał i obowiązuje do dziś post ścisły, czyli nie tylko wstrzymanie się od jedzenia potraw mięsnych, ale zjedzenie jedynie 3 posiłków, w tym tylko jednego do syta. W Wielką Sobotę nie wykonywało się tzw. prac ciężkich. Do przyniesienia do domu poświęconego koszyczka ze „święconym” nie jadło się nic mięsnego, ani słodkiego. W Wielki Czwartek wieczorem, w nocy i w Wielki Piątek przed południem w Pilicy obowiązkowo chodziło się do kościoła farnego i kościoła klasztornego modlić się przy Ciemnicy. Natomiast wieczorem w Wielki Piątek, w nocy i całą sobotę chodziło się od kościoła do kościoła odwiedzać Grób Pański. Obydwa kościoły były otwarte w te noce. W noc z soboty na Wielkanoc strzelano z karbidówek. W Wielki Piątek bardzo wcześnie rano, przed wschodem słońca, mieszkańcy Pilicy chodzili do źródeł rzeki Pilicy, aby umyć twarz w wodzie źródlanej, co miało wróżyć zdrowie. Nabierali też wodę do butelek, czy słoików, by przynieść do domu dla tych, którzy nie mogli pójść, aby i oni mogli się umyć tą wodą. Ludzie chodzili również w tym celu do źródeł na Sławniowie. W Wielki Piątek po południu odbywała się Droga Krzyżowa ulicami Pilicy. Mieszkańcy szli sami na górę św. Piotra, by stamtąd wspólnie wraz z księdzem wyruszyć na Drogę Krzyżową. Schodzili z góry i szli do rynku, a następnie do kościoła farnego. Po II wojnie światowej komuniści zabronili odprawiania Drogi Krzyżowej ulicami Pilicy. Ale tradycja nie zaginęła. Kultywowali ją starsi Piliczanie, którzy pamiętając po południu wybierali się na wzgórze, by indywidualnie odbyć Drogę Krzyżową. Tak przekazywali pamięć. W II połowie lat 80-tych ubiegłego wieku przywrócono tradycję wspólnego przemarszu. I od tamtej pory po dziś dzień, co roku, Droga Krzyżowa ze wzgórza św. Piotra ulicami Pilicy cieszy się dużym zainteresowaniem i gromadzi bardzo wielu wiernych, którzy chętnie uczestniczą w niej, często nawet pomimo niesprzyjających warunków pogodowych. W Wielką Sobotę przed południem malowało się pisanki lub wkładało jajka do wywaru z cebuli, by zrobiły się ciemnoczerwone. Bardzo ważne było przygotowanie koszyczka z jedzeniem do poświęcenia i go poświęcenie go w kościele. I to zostało nam do dziś. Robiło się też ostatnie porządki, ponieważ uważano, że po przyjściu z kościoła ze „święconym”, nie wolno było już wykonywać żadnych „ciężkich” prac. W czasach mojego dzieciństwa święciło się jajka, kawałek chleba, kiełbasy i szynki, troszkę masła, soli i chrzanu, kawałek babki, czy innego ciasta i oczywiście cukrowego baranka z chorągiewką. Dziś się to niewiele zmieniło, choć trudno w koszyczku zobaczyć cukrowego baranka, bo robi się go z innych „materiałów”. Widzimy też zajączki, żółte kurczaczki, albo czekoladowe jajka. W Wielkanoc wstawało się bardzo wcześnie, by zdążyć do kościoła na Rezurekcję, która zaczynała się o godz. 6. Po powrocie ze Mszy św. zasiadało się do uroczystego śniadania wielkanocnego, w czasie którego składano sobie życzenia i jadło się poświęcone dzień wcześniej potrawy. Kiedyś miało ono swój urok, bo po 40 dniach postu można było zjeść mięso i słodkości. Dziś ten urok zniknął. No i poniedziałek, czyli śmigus –dyngus. Oblanie wodą nie było przyjemne, ale chyba gorszy był zwyczaj polewania tzw. perfumami. W czasach komunizmu nie był to tak duży wybór jak obecnie, a i zapachy były specyficzne. Dla panów popularna była woda kolońska, a dla pań „Być może”. Wystarczyło, że kilka osób „pokropiło” kogoś różnymi wodami perfumowanymi i trudno już było znieść zapach, takiej osoby. A krewni, znajomi i sąsiedzi poczuwali się do obowiązku kropienia się wzajemnie....
To tylko część tradycji. Każdy z nas ma swoje wspomnienia o zwyczajach w domu rodzinnym z okresu dzieciństwa, czy młodości i można słuchać wielu opowieści. Poza tym w poszczególnych częściach i miejscach naszego kraju zwyczaje wielkanocne były i są różne. Ważne by święta były radosne i zdrowe, byśmy potrafili przeżywać tajemnicę Zmartwychwstałego Chrystusa.
Maria Lepiarczyk
Szczegóły:
| Opublikowano: 06 kwiecień 2023
| Odsłony: 330